Kibicu Wandy, gdzie jesteś?

Pierwszy ligowy mecz jest już za nami. Pierwsze emocje opadły wraz z tumanami kurzu z powrotem na tor. Tym razem na rozpoczęcie krakowskiego sezonu żużlowego spojrzymy z nieco innej perspektywy, czyli z kibicowskiego punktu widzenia.

Bardzo cieszy frekwencja. Liczne zapełnienie krzesełek po obydwu stronach wieżyczki sędziowskiej to dla klubu plan minimum, który w ubiegły poniedziałek został zrealizowany. Teraz czas na działania, mające na celu jeszcze większe nasycenie ligowej frekwencji. Wnikliwi obserwatorzy ostatniego ligowego meczu, z pewnością zauważyli pewną zmianę na trybunach. W porównaniu do ubiegłego sezonu, z wirażu zniknęła grupa próbująca dopingować. Nie zniknęła całkowicie – zmieniła swoją lokalizację na krzesełka przy wyjściu z drugiego łuku. Powodów roszady jest kilka, o których oczywiście możemy napisać. Po pierwsze są to niekorzystne warunki panujące na łukach, które zniechęcają ludzi do przebywania tam podczas zawodów. Po drugie chęć integracji, z powiedzmy sobie pozostałą, „nieco bardziej konserwatywną częścią trybun”. Chcielibyśmy spróbować ocenić postawę „ekipy wspierającej”, jednak po chwili namysłu, z przykrością musimy stwierdzić, że taka próba na chwilę obecną byłaby całkowicie niepoważna.

Fanklub niepotrzebny
Z perspektywy osób, zaangażowanych na Wandzie w szeroko pojętą sferę kibicowską, musimy powiedzieć sobie o pewnej przykrej sprawie. Powoli zaczyna docierać do nas fakt, że na trybunach krakowskiego stadionu zaczyna brakować dla nas miejsca. Nie dlatego, że jest nas aż tak wielu, że nie możemy się pomieścić, tylko wręcz przeciwnie. Od reaktywacji klubu, błękitno-białe szaliki i flagi powiewają na trybunach. W różnych miejscach. W pierwszym sezonie na pierwszym wirażu, który wydawał się miejscem najbardziej optymalnym. W wyniku działań klubu i przeniesieniu sektora dla gości (który de facto rzadko kiedy jest używany), „fanklub” został zmuszony do przenosin na stronę przeciwną. Nie na stałe – w zależności od warunków atmosferycznych – wymiennie z miejscem na krzesełkach przy końcu drugiego wirażu. Polityka migracyjna tej grupki, z pewnością nie przynosi stabilizacji, potrzebnej do budowy fundamentów poważnej, mającej liczyć się na arenie kibicowskiej ekipy. Patrząc na aktualny stan rzeczy, można wysnuć wniosek, że Kraków nie jest zainteresowany dopingiem na zawodach żużlowych. Statystyczny kibic Wandy, z natury nie jest skłonny do „zorganizowanego wyrażania emocji” podczas meczu. A mogłoby być chociażby odrobinę lepiej, gdyby udostępnić nam miejsce na krzesełkach po wschodniej stronie. Wniosek mało odkrywczy, lecz także warty do napisania – reanimacja, ba – właściwie utworzenie od podstaw kibicowskiej kultury przy żużlowym klubie z Krakowa okazuje się rzeczą niemal tak samo trudną, jak pozyskiwanie poważnych sponsorów dla naszej drużyny (bo ustalmy jedną rzecz, raz na zawsze – ruchu kibicowskiego, w poważnym i właściwym tego słowa znaczeniu przy „Wandzie Kraków” nigdy nie było).

Daleko nam choćby do średniaków

Gdyby obiektywnie ocenić dotychczasowe osiągnięcia krakowskich żużlowych „ULTRAS”, trzeba powiedzieć sobie szczerze, że mecze, po których moglibyśmy być zadowoleni z dopingu, z tego co zaprezentowaliśmy na scenie kibicowskiej, można policzyć na palcach jednej ręki (Rawicz (w), Lublin (d), Krosno (w) – 2011). A od reaktywacji odbyło się już przecież łącznie 27… Kto twierdzi inaczej, zapewne jest dopiero na początku swojej podróży na „kibicowskim szlaku”. O ile w pierwszym sezonie można było do tego podejść z dużą dozą rezerwy, bo wszystko było w powijakach, tak po poprzeczce postawionej sobie dość wysoko po pierwszych dwóch meczach w sezonie drugim, nie obserwujemy żadnego rozwoju a wręcz przeciwnie. Warto też spróbować odpowiedzieć sobie na jeszcze jedno pytanie: dlaczego jak już coś wychodzi, to tylko na wyjeździe? Do zgranych, średnich ekip jak chociażby z Lublina, Ostrowa czy Piły nie mamy co nawet się porównywać.

Postawmy sobie sprawę jasno

W tym momencie, krakowski doping zdecydowanie odbiega od poziomu, który przynajmniej nie przynosiłoby nam wstydu. Na twór, zwany popularnie „młynkiem” czy „fanklubem”, który usiłuje wspierać naszą drużynę dopingiem na meczach, składa się upraszczając około 10 uroczych niewiast, które swoim głosem przekrzykują dosłownie wszystkich. Drugie około 10 osób, to dzięki Bogu Panowie, którzy czasem, gdy ich się ładnie poprosi, zakrzykną z dumą którąś z pieśni o krakowskich żużlowcach. Wokół nich, jest także sporo osób młodych, tak naprawdę stawiających swoje pierwsze pierwsze kroki w kibicowskim świecie. Los chciał że trafili akurat na ledwo co rozwijający się doping na Wandzie. I chwała im wszystkim za zaangażowanie, za chęci, za wiarę. Trzeba jednak przyznać, że koniec końców, doping na żużlu w Nowej Hucie, prezentuje się mizernie… Nie jest to broń boże ich wina. Ale powiedzmy sobie jasno, gorzej być już nie może, może być jedynie lepiej (co w gruncie rzeczy jest pocieszające). I na koniec – to, że na Wandzie jest kilkanaście osób, które próbują, to że na meczu przygrywa nam bębniarz, nie oznacza, że na Wandzie mamy zorganizowany doping – porządny doping. Co dalej się z tym stanie, zależy tylko od nas samych.

Koniec czy początek?

Są pośród nas osoby, którym zależy, by na naszych meczach było głośno nie tylko za sprawą wyników żużlowców. W ciągu 2 lat przez nasze środowisko przewinęło się „X” osób, o różnych talentach i zdolnościach, dzięki którym o krakowskim żużlu pisze się w gazetach i w sieci, nie tylko w kontekście poczynań na torze.  To jednak zbyt mało. Do utworzenia poważnej ekipy nie wystarczą jedynie osoby uzdolnione plastyczne i mające „Wandę” tak głęboko w sercu, że każdą wolną chwilę mogliby poświęcić wspieraniu klubu. Istotą jest umiejętność dopingowania, które bez przynajmniej kilkunastu mocno zaangażowanych męskich gardeł –  budzi wśród obserwatorów co najwyżej słuszne wyrazy politowania. Nawet najpiękniejsza oprawa, najgłośniejszy bęben nie zastąpi istoty sprawy czyli porządnego wsparcia dopingiem. Wręcz przeciwnie – przerost formy nad treścią prowadzi często do robienia z siebie karykatury kibica, a nie tak jakbyśmy chcieli – najzagorzalszego fana. Kraków nie chce dopingować na żużlu, Kraków wstydzi się dopingować na żużlu, Kraków nie jest zainteresowany dopingiem na żużlu. Być może. Każdy z nas ma zapewne swój powód, dla którego przychodzi dopingować bądź nie. Chwała tym, dla których „Wanda” to całe życie, którzy na pewne sprawy potrafią popatrzeć z przymrużeniem oka i skupić się na najważniejszym – wsparciu drużyny i kibicowaniu. Broni nie składamy, lecz w najbliższym czasie muszą nastąpić zmiany w stylu prowadzenia tego całego przedsięwzięcia. Kibicowanie jest w gruncie rzeczy prostą sprawą, lecz ogarniać muszą to osoby z predyspozycjami, mające o tym choćby podstawowe pojęcie. A przede wszystkim – musi być ich więcej, bo mecz samemu może wygrać jedynie Leo Messi.


z kibicowskim pozdrowieniem, miszA

Deprecated: Function get_magic_quotes_gpc() is deprecated in /home/users/misza/public_html/wordpress/wp-includes/formatting.php on line 4819
Kategorie: Kibicowsko. Autor: no04. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.