„Najszybciej pokonani”

Drugoligowe zmagania nie dobiegły jeszcze końca, jednak nasza krakowska drużyna niestety już się z nimi pożegnała. Zapraszamy na obszerne podsumowanie tegorocznych ligowych dokonań naszej Speedway Wandy Kraków.

Celem zakładanym przez zarząd klubu było stworzenie stabilnej sytuacji klubu, budowanie pozytywnego wizerunku speedwaya w naszym mieście oraz prezentowanie ciekawych widowisk, przede wszystkim na własnym torze. Przez ekspertów, Wanda typowana była jako zespół środka tabeli.

Zaczęło się od zimnego prysznica bowiem inauguracyjna porażka z KSM Krosno na własnym torze z pewnością wielu sprowadziła na ziemię. Z szerokiej kadry, ogłoszonej przed sezonem do składu desygnowana została siódemka, w której szczególnie wyróżniło się dwóch naszych krajowych zawodników – niestety negatywnie. Fatalna postawa Kajzera oraz Miturskiego, spowodowała, że przewidywana łatwa przeprawa na początek zmieniła się w sensacyjną porażkę (44:45).

W drugiej kolejce mieliśmy zmierzyć się w Rybniku z tamtejszym ROW’em jednak mecz z powodu złego stanu toru spowodowanego opadami został odwołany, zatem nowohuccy żużlowcy szansę na rechabilitację otrzymali dopiero dwa tygodnie później. Tym razem ponownie wystąpiliśmy w roli gospodarzy a naszymi gośćmi byli Kolejarze z Opola. Warto wspomnieć, że tego dnia do drużyny po sezonie spędzonym na torach pierwszoligowych wrócił znany i lubiany w Krakowie – Andriej Kudriaszow. Powrót udany, Kolejarz pokonany (47:42). Trzeba przyznać, że gdyby nie pech (defekty) przyjezdnych, to mogłoby nie być tak różowo, tym bardziej, że podobnie jak w poprzednim meczu zaczęliśmy tracić inicjatywę w końcówce. Dwa punkty pozostały jednak w Grodzie Kraka.

Kolejny mecz odbył się ponownie po dwutygodniowej przerwie – tym razem w Rawiczu. Nie ukrywajmy – nie jechaliśmy tam tylko w roli statystów. Jak to jednak w „niedźwiedziej gawrze” bywa – tor średnio nadawał się do walki. Przegraną (50:40) nie będziemy rozpamiętywać w żadnym wypadku w kategorii klęski, przy odrobinie szczęścia mogło udać się wywieźć jeszcze więcej punktów – szczęścia tym razem jednak zabrakło.

Kolejny weekend za sprawą aż dwóch meczy z rzędu miał być dla nas prawdziwą żużlową majówką. W sobotę czekała nas powtórka meczu w Rybniku, natomiast na następny dzień przyszło nam się zmierzyć na własnym torze z Victorią Piła. Sobota się nie udała, ponieważ porażka w wymiarach (53:36) okazała się naszym najgorszym meczem w sezonie. Można gdybać, że jeśli mecz odbyłby się w pierwotnym terminie mogłoby być lepiej. Rybnik w składzie bez Mariusza Fierleja i Jacka Rempały, którzy zasilili ich kadrę niemal w przeddzień meczu, dysponował o wiele mniejszą siłą rażenia. Niestety – trzeba przyznać również, że nasi żużlowcy nie byli w tym dniu w dyspozycji, która gwarantowała zwycięstwo z Rybnikiem nawet w „pierwotnej wersji”. W niedzielę krakowian interesowało jedynie zwycięstwo i to najlepiej takie, które w jakimś stopniu zamazałoby gorycz porażki z dnia poprzedniego. Udało się i pierwszą fazę rundy zasadniczej zakończyliśmy zwycięstwem 49:41 a Nowa Huta ujrzała młodego utalentowanego zawodnika – Vaclava Milika z Czech.

Tydzień później czekał nas rewanż w Pile, z którą planem minimum było wywalczenie punktu bonusowego. 8 punktów przewagi z Krakowa topniało jednak w mgnieniu oka a na dodatek szkolne błędy oraz brak „żużlowego” sprytu w kilku sytuacjach (przekroczenie czasu 2 minut Tabaki w pierwszym biegu oraz wyjazd Kudriaszowa na tor bez plastronu w dziewiątej gonitwie) złożyły się na to, że do sukcesu zabrakło kilku oczek (51:39).

Po dwóch tygodniach, wystąpiliśmy ponownie w roli gospodarzy, tym razem podejmując drużynę z Rawicza. Zwycięstwo (53:37) dało nam bonus a sytuacja w tabeli uległa poprawie. Duży wkład w zwycięstwo miał nowy nabytek Wandy – Niemiec Tobias Kroner. Można powiedzieć, że w tamtym momencie wykrystalizował się skład jakim Wanda powinna jeździć, cały czas jednak brakowało wyczekiwanego w składzie jeszcze jednego mocnego, dojrzałego krajowca. Pamiętnym akcentem z tego spotkania jest również transparent o treści „szukamy sponsora” który zawisł na drugiej prostej. Ciekawe jaki był tego efekt… :)

Drugoligowy kalendarz gnał naprzód i w kolejną niedzielę drużyna Wandy Kraków wybrała się do Opola, bynajmniej nie na festiwal piosenki rozgrywkowej lecz na arcyważny mecz. Mecz, który przysporzył nam najwięcej emocji w tym sezonie a i niejednemu kilka siwych włosów. Nowymi twarzami w  krakowskim składzie był Matej Kus oraz Maciej Fajfer, którzy okazali się wartościowymi zmiennikami. Co do Maćka, przyznać trzeba, że przydałby nam się w składzie taki młodzieżowiec, lecz nie jako gość tylko na stałe… Początkowa konsekwentnie powiększana przewaga która sięgała aż 12 punktów w iście przykładowym stylu została roztrwoniona i gdyby nie fenomenalna szarża Andrieja Kudriaszowa na trzecim okrążeniu decydującego biegu wracalibyśmy wtedy do domu w zgoła odmiennych nastrojach. Liczy się jednak wynik końcowy, który dał nam dodatkowo punkt bonusowy (44:46).

Ostatnim meczem rundy zasadniczej był domowy pojedynek z ROW’em Rybnik bowiem z powodu wycofania się drużyny z Krosna, w kolejce dziesiątej Speedway Wanda
Kraków na Podkarpacie nie pojechała. Jak się okazało – nie takie „Rekiny” straszne a mecz zakończył się naszym zwycięstwem (49:41). Tą fazę rozgrywek zakończyliśmy na drugim miejscu co w ostatecznym rozrachunku spowodowało, że o półfinał przyszło nam walczyć z Kolejarzem Opole.

Dobra runda zasadnicza nie zapowiadała klęski, bo tak niestety nazwać trzeba dwumecz Opolanami. Patrząc z perspektywy czasu, rywal ten był z pewnością w naszym zasięgu i nie tak wyobrażaliśmy sobie końcówkę tego sezonu. Po dwumiesięcznej przerwie w rozgrywkach (smutne lecz prawdziwe) ponownie wybraliśmy się do Opola, na pierwszy mecz rundy Play-Off. Żar z nieba i betonowa nawierzchnia nie zwiastowała sukcesu lecz przegrana w wymiarze 50:40 w krakowskim obozie nie dawała większego powodu do obaw przed rewanżem (choć może powinna…). Reawanż na własnym owalu okazał się jednak ciężką przeprawą a marzenia o półfinale prysły jak mydlana bańka. Przegrana (43:47) nie pozwoliła nam awansować dalej nawet jako „najlepszy z pokonanych”.

Przed sezonem optymizmem napawały nas wiadomości dotyczące kadry. Wśród zakontraktowanych zawodników mogliśmy doszukać się takich znakomitości jak Stuart Robson czy Christian Hefenbrock i niejedna przedsezonowa prognoza sytuowała ich jako liderów drużyny. Do pełni szczęścia brakowało jedynie jeszcze  tylko jednego, klasowego, polskiego seniora oraz juniora. Z pewnością krakowscy fani chętniej widzieliby w drużynie solidnych krajowców zamiast rewelacyjnych sranieri, którzy ostatecznie okazali się „zawodnikami widmo” i mamy nadzieję, że posezonowe wnioski w jakiś sposób wpłyną sposób budowania drużyny w przyszłym roku.

Jak pokazuje rzeczywistość – przyciągnięcie publiki na imprezy masowe nie jest dla organizatorów prostym zadaniem. Warunki promocyjne, które dyktuje lokalizacja jaką jest Kraków z pewnością przyprawiają o ból głowy, kiedy przychodzi zmierzyć się z potencjalną konkurencją, lecz z drugiej strony daje również wielkie możliwości. Frekwencja, która jak na II Ligę nie odbiega zbytnio od średniej mogłaby być jednak większa i mamy nadzieję, że w przyszłym roku o Speedway Wandzie Kraków trochę głośniej niż do tej pory będzie w lokalnych mediach a nowe inicjatywy i akcje promocyjne będą nie tylko rzadką ciekawostką lecz po prostu priorytetem dla Speedway Wandy Kraków. Bo przecież żużel w mieście nie jest robiony tylko dla idei przez grupkę zapaleńców, lecz przede wszystkim dla szerokiej widowni, która powinna się powiększać i generować dodatkowe zyski dla klubowego budżetu.

Po trzech sezonach czas także odpowiedzieć sobie na pytanie: co dalej ze szkółką? Kraków prosi się o własnych wychowanków i widać to gołym okiem. Mamy nadzieję, że słowa zarządu SWK o planach poważnego wzięcia się za szkolenie młodzieży już w najbliższym czasie odnajdą swoje odniesienie w rzeczywistości.

Koniec końców – skończyliśmy na praktycznie najgorszym możliwym miejscu choć runda zasadnicza zupełnie tego nie zapowiadała. Trzeba jednak przyznać, że drużyna Wandy 2012 była zupełnie innym teamem niż przed rokiem oraz przed dwoma. Próżno szukać meczy, w których jechaliśmy na tor rywali w roli „chłopców do bicia” jak w roku ubiegłym w Lublinie czy dwa lata temu w Łodzi. Widowiska serwowane nam w tym sezonie przez nowohucką ekipę za każdym razem przysparzały nam nie lada emocji i prawie zawsze trzymały w napięciu do samego końca. Poprawie uległa również atmosfera w zespole, w którym widać było pozytywną atmosferę i tzw. „ducha drużyny”. Nie zapominajmy, że sukcesem jest również chociażby to, że sezon udało się objechać do końca, bez rażących informacji o zadłużeniu.

Pech? Niedojrzałość? Brak klasowego juniora w Play Off? Błędy w meczach z Krosnem i Piłą? Zapewne wszystko w jakimś procencie lecz przytaczając znane powiedzenie „Co nas nie zabije to wzmocni” a zbierane doświadczenia procentują. Z innej beczki – „Nie od razu Kraków zbudowano” a pamiętajmy, że w speedwayu czasem czwarte okrążenie potrafi całkowicie zmienić oblicze wyścigu. Miejmy nadzieję, że takim punktem zwrotnym będzie dla naszego klubu, rozpoczynający się za 221 dni czwarty sezon po reaktywacji. Będzie! I miejmy nadzieję, że wtedy na awans Kraków już będzie gotowy…

Statystyki:


NCD w Krakowie 2012:
Wanda – Krosno – Tabaka 68,6 (NCD sezonu)
Wanda – Opole – Tabaka 68,7
Wanda – Piła – M. Puszakowski 68,9
Wanda – Rawicz – Kudriaszow 68,8
Wanda – Rybnik – Kudriaszow 69,0
Wanda – Opole – Tabaka 68,9

 

A już niebawem – podsumowanie rundy, tym razem z kibicowskiego punktu widzenia!